BOHATEROWIE BLOGA

środa, 9 marca 2011

OFE, czyli co dalej z tą karmą?!


Po porannej porcji ćwiczeń gimnastycznych, polegających tym razem na próbie finalnego i ostatecznego pokonania rolki ręcznika kuchennego (to już trzecia rolka w ciągu ostatniego tygodnia!), zadowolona z uczynionych spektakularnych zniszczeń Precious wdrapała się na stojącą pod telewizorem wieżę hi-fi.
Swoim zwyczajem, stojąc na tylnych łapach i opierając się przednimi o ekran, przez dobrych kilka minut śledziła wiadomości przesuwające się na barze jednej z czołowych stacji informacyjnych. Uznawszy, że wie już dostatecznie dużo, by móc się wypowiadać na tematy polityczne, wróciła w podskokach na kanapę. Po drodze przebiegła, co miała permanentnie w zwyczaju, przez klawiaturę mojego laptopa wciskając niby przypadkiem klawisz "wyłącz". Jednoznacznie wskazała tym samym, że żąda także mojego udziału w dyskursie, któremu zamierzała właśnie przewodniczyć. Westchnąwszy ciężko, zamknąłem komputer i usiadłem w fotelu czekając na nieuchronny efekt krótkiej telewizyjnej "prasówki".
- Co sądzisz o OFE? – bez specjalnych wstępów wypaliła Precious. Spodziewałem się tego pytania – w końcu od kilku dni temat ten prawie przyćmił serial smoleński i, jak widać, obudził nawet w Precious "zoo-politicus".

- A o co konkretnie pytasz? – ostrożnie odbiłem piłeczkę, nie chcąc zagłębiać się w zawiłości makroekonomii, które rozumiało zapewne najwyżej 3 ludzi w naszym kraju.
- Jak to o co? To chyba jasne. Robisz się coraz starszy, wy ludzie wprawdzie żyjecie prawie tyle co żółwie, ale już niedługo przestaniesz pewnie chodzić do pracy. Pytam więc, z czego będziemy żyli? – głos Precious, jak na tak młodego kota, brzmiał bardzo zatroskanie.
- Jak to z czego? – odparłem – No przecież z mojej emerytury!
- Jesteś tego pewien? – tym razem podejrzliwym głosem mruknęła pytająco, wygrzewająca się na parapecie Footsie. Jako starsza, starała się zwykle pilnować utrzymywania odpowiednio zblazowanej miny i nie podzielać pełnych emocji okrzyków Precious. Tym razem jednak wyczułem w jej głosie niespotykane napięcie, którego nawet nie starała się ukryć.
- Słuchajcie, zawsze płaciłem i płacę składki. Swego czasu nawet całkiem, całkiem wysokie. Jakby więc nie kombinowali, musi z tego wyjść jakaś sensowna emerytura. Na dobrą karmę dla Was na pewno wystarczy – zakończyłem dobitnie, choć bez przekonania.
Na hasło "karma" usłyszeliśmy ciężkie sapnięcie i odgłos zbliżających się kroków Snorkla. Wpadł do salonu i, oceniwszy sytuację jako dyskusję a nie biesiadę, szybko pozbył się nadziei na niespodziewany podwieczorek. Głosem pełnym niewzruszonej pewności swoich racji zakomunikował wszem i wobec: - Oświadczam, w imieniu nas wszystkich, że nie zgadzam się na obniżenie ilości i jakości naszej karmy. Wszyscy mamy równe żołądki – no, mój jest nieco większy – dodał po chwili zastanowienia.
Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć na tak wyraźnie zaprezentowane expose, ubiegła mnie Precious:
- Cała ta historia z OFE źle się skończy. Słyszałam, jak ten od kota mówił, że oczywistą oczywistością jest, iż czeka nas tragedia bo ktoś tam pilnuje jakichś tam czyichś tam interesów i w efekcie wszyscy umrzemy z biedy. Chyba rozważę poważnie emigrację – powiedziała cicho, patrząc wymownie na mnie smutnymi, choć nadal błekitnymi jak Atlantyk oczami. Po chwili jednak podniosła dumnie głowę i, owinąwszy przednie łapy ogonem, przyjęła postawę top modelki pełnej wiary, że żaden, ale to żaden mężczyzna nie oprze się jej wdziękom.
Oczyma wyobraźni słyszałem trzask zamykających się za moimi zwierzętami drzwi, gdy na ziemię sprowadził mnie pogardliwy śmiech Footsie:
- Chyba kompletnie wąsy wam odjęło! – prychnęła, przeciągając się z miną kogoś, kto z wysokości ramienia obserwował triumfy i klęski Napoleona.
– Przecież od zawsze było wiadomo, że emerytura z samych składek do ZUS i OFE może wystarczy na puszkę karmy miesięcznie. I to z dolnej półki hipermarketu. Bez extra oszczędności zapomnijcie o wyżerce, choćby o przyszłych emeryturach decydował sam Król Dżungli albo nawet i Shrek.
Precious, skacząc jak oszalała, zaczęła z wdziękiem rozkapryszonego dzieciaka (którym w końcu nadal była) wykrzykiwać niczym mantrę: "Nie chcę z hipera, nie chcę z hipera!". Zirytowało to Snorkla, który jednym ruchem nosa zrzucił ją z fotela i, z lekkim poirytowaniem które obce jest jego rasie, powiedział:
- To ja się pytam, jak to ma w końcu wglądać? Fedakowa mówi, że część kasy mamy, zamiast w OFE, oszczędzać sami, Balcerowicz mówi, że to bzdura, a ten od kota węszy w tym podstęp. Snorkel, lekko zdezorientowany, na chwilę zajął się beznamiętnym ugniataniem piszczącej piłeczki, której natarczywy dźwięk od zawsze był moim istnym przekleństwem.
- A ten główny od piłki też tak cienko piszczy w temacie, czy generalnie schował się w szatni? – zapytała filuternie Precious.
- Chyba się schował na dobre, pewnie jakiejś kontuzji się na nartach nabawił – przytomnie zauważyła Footsie. – Drugi rozgrywający, ten od dubeltówki i polowań, zdaje się też zaszył się jak szarak. Chyba samych rezerwowych wystawili do tego meczu – brak kapitana, to i każdy gra swoją piłką. - Przecież miała być umowa społeczna! – zagrzmiał Snorkel. – Ja rozumiem, że to miało jakoś tak działać.
- Taaaa... - odparła mrugając okiem Footsie – umowa polega na tym, że do teraz udawało się, że się płaci porządne składki, a teraz ZUS i OFE będą udawać, że wypłacają porządne emerytury.
- Jak to? – wydusił z siebie poważnie zaskoczony Snorkel – chcesz powiedzieć, że...
- Czy ja mówię jak ten od kota, żebyś potrzebował tłumacza? Tak, to oznacza jedno – emerytury będą wysokie jak jamniki – prychnęła zniecierpliwiona niedomyślnością Snorkla Footsie. - Czyli jak ktoś nie odłożył sobie na boku to zęby w tynk i do schroniska ? – zaszklone oczy Snorkla jednoznacznie zdradzały jego wrażliwość na problemy biednych, albo obawę o to, czy sami do nich nie będziemy należeć.
- Chrzanić looserów! – bezlitosny wrzask wydarł się z krtani Precious, co akurat u kotów syjamskich jest normą w komunikacji międzygatunkowej. - Fedakowa ma rację – gdyby zamiast do OFE włożyć tę kasę , ot np. w mojego groomera i psychoanalityka, mogłabym zgarnąć sporo szmalu za nagrody na wystawach – myśl o światłach reflektorów spowodowała, że z instynktem prawdziwej kokotki zaczęła czyścić swoje aksamitnie, białe futro.
- Nie licz na to – mruknęła Footsie - prędzej Maine Coon przejdzie przez ucho igielne, niż oni pozwolą Ci zatrzymać jakieś składki dla siebie. Jak zawsze, będzie dużo gadania, ale tylko o tym, do której kieszeni wsadzą forsę.
- Jak się ostatecznie skompromitują, to wystarczy, że ten od rozdawania kanapek zacznie rozdawać porządną karmę na ulicach i wszystkie labradory na niego zagłosują. A stanowimy niemałą siłę – rzekł z dumą w głosie Snorkel.
Zapadła niezręczna cisza. Po chwili jednak wstała Footsie, przeciągnęła się i, patrząc wprost w moje oczy, niewinnym głosem spytała: - No i jak tam z Twoimi oszczędnościami?
Czując skupione na mnie spojrzenia Precious i Snorkla odchrząknąłem niepewnie i zacząłem: - No więc, skoro już o to pytacie, mam trochę pieniędzy odłożonych w banku...cóż... nie liczyłem jeszcze, powinno wystarczyć...- szepnąłem, zdruzgotany tak skrajną interesownością moich przyjaciół.
Z trudem podniosłem wzrok, od pewnego czasu studiujący ślady po pazurach Snorkla widniejące na parkiecie. Spotkał mnie smutny wzrok Precious, która niewątpliwie rozważała przeprowadzkę do zdecydowanie bogatszego sąsiada, znudzone machanie ogonem przez Footsie przekonaną, że nigdy nie jest tak źle by nie mogło być gorzej i nerwowe dyszenie Snorkla czującego szansę na rozpętanie rewolucyjnego chaosu. Wszyscy milczeli. Krępującą ciszę przerwała w końcu Precious, która mruknęła z cicha: - Zjadłabym coś...póki jeszcze nie przeszedłeś na emeryturę...

Brak komentarzy: