BOHATEROWIE BLOGA

czwartek, 3 marca 2011

Fortepian Chopina, czyli o bruku sięgającym ideałów

Zimno. Naciągnąłem na kołdrę dodatkowy koc, cały ten zestaw na głowę, przewróciłem się na drugi bok i podjąłem próbę ponownego zapadnięcia w słodki sen. Niestety, mój pomysł kompletnie nie zgrał się z oczekiwaniami Precious, która właśnie rozpoczęła spektakl polegający na rytmicznym podskakiwaniu wszystkimi czterema łapami naraz w miejscu, w którym pod kołdrą znajdowała się właśnie moja łaknąca snu głowa. Po kilku minutach, podczas których usiłowałem udawać, że kompletnie, ale to kompletnie tego nie czuję, chcąc nie chcąc wychyliłem głowę spod pierzyny. Na ułamek sekundy zahamowało to gimnastyczne popisy Precious. Spojrzała na mnie, widocznie zadowolona, że w końcu ktoś się obudził (Footsie i Snorkel, rzecz jasna, spali w najlepsze), po czym powróciła do swoich skoków, jednocześnie wykrzykując:  "Zimo! Wyp…..aj! Zimo! Wyp…. aj!".  Zatkało mnie – skąd w ustach tego smarkacza takie słowo?
Zostawiając na boku formę, zasadniczy przekaz Precious miał głęboki sens i trudno było się z nim nie zgodzić – w domu było zimno. Wstałem i szybko sięgnąłem po ciepły szlafrok. Musiałem bezwzględnie zgłębić źródło, które odpowiadało za wzbogacenie słownika Precious o nowe, niekoniecznie parlamentarne słowo. Wstawiłem wodę na kawę i, z miną wychowawcy klas 1-3, zadałem Precious pytanie: - A skąd Ty znasz takie brzydkie słowo? - Jak to skąd? – odpowiedziała ze zdziwieniem w głosie – wyjrzyj przez okno! Przetarłem zaspane oczy i podszedłem do okna, spodziewając się, że na murze po drugiej stronie ulicy zapewne jacyś kibice za pomocą puszki farby w sprayu tradycyjnie wyrazili swój
emocjonalny stosunek do jednej z drużyn piłkarskich. Ze zdumieniem jednak skonstatowałem, że rzeczone słowo nie zaatakowało mnie z muru, a z wiszącego nad nim olbrzymiego billboardu, z którego zazwyczaj spoglądały na mnie reklamy kosmetyków. "Ale o co chodzi?" – kłębiło mi się w głowie, bo – przyznaję – nie wiedziałem co powiedzieć, patrząc na jakby wyhaftowane na billboardzie hasło "Zimo wyp…..aj".  - Co jest? – zapytał zaspany Snorkel, pojawiwszy się na wszelki wypadek w okolicach swojej miski. - Sam sobie zobacz – powiedziałem, by zyskać na czasie i opracować strategię wytłumaczenia Precious, że fakt umieszczenia słowa na „w” na billboardzie nie oznacza, że może go używać w naszym domu. Snorkel rzucił okiem przez okno i, niespecjalnie poruszony, położył się z powrotem obok miski. – Widziałem to, wisi od wczoraj. Kreska mi go wczoraj pokazała – powiedział beznamiętnym głosem. Kreska, nasza zaprzyjaźniona wyżliczka mieszkająca w sąsiednim domu, jest chodzącą kwintesencją psiej gracji, elegancji i elokwencji. Ciekawiło mnie więc, jak zareagowała na, jakby nie było, niezbyt eleganckie sformułowanie krzyczące z kilku metrów kwadratowych billboardu. Spytałem więc o to Snorkla. - No wiesz – odparł – była mocno zdegustowana. W końcu nie mieszkamy w dzielnicy "ziomali", więc, jej zdaniem, tak słuszny postulat można było wyrazić w bardziej kulturalny sposób. Wiesz, ona naprawdę marznie, w tym swoim sexy bikini – mrugnął do mnie okiem Snorkel – ja tam tak bardzo nie narzekam, śnieg jest cool, dosłownie i w przenośni. No, ale ja mam porządne futro... - To najnowsze dzieło sponsorowane przez Ministerstwo Kultury – cykl nazywa się chyba "Haft miejski" – zaskoczyła nas wszystkich znajomością tematu Footsie, bezszelestnie pojawiwszy się w kuchni. – No co się dziwicie, newsy rano oglądałam w telewizji – mruknęła, widząc nasze zaskoczone miny. Wsparcie Ministerstwa Kultury wytrąciło mi resztki argumentów, którymi chciałem zarzucić Precious i ostatecznie zakazać jej używania wulgaryzmów. - Chcecie mi powiedzieć, że mecenat Ministerstwa Kultury czyni słowo na "w" w pełni legalnym? – zapytałem, szczerze zdezorientowany. - Nie no, to chyba jakaś artystyczna prowokacja jest – odparł Snorkel. – Ale, jak już jesteśmy w tej stylistyce, to chętnie bym coś "wpier….ł". - Dość!!! Nie zgadzam się na takie słownictwo w naszym domu! – wybuchnąłem histerycznie, budząc jedynie ogólną wesołość całej trójki. Precious wróciła do głośnego skandowania hasła z billboardu, Snorkel regularnie trącał nosem miskę niczym więzień z Alcatraz domagający się śniadania, a Footsie ponownie zasiadła przed telewizorem. - Uciszcie się! – krzyknęła po chwili z salonu. - To nie koniec, to dopiero początek! - Czego początek? – spytałem zrezygnowanym głosem. - Początek akcji integracji języka kultury z językiem ulicy – wyjaśniła Footsie – nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamówiło jakiś komiks dla niemieckiej młodzieży szkolnej, w którym wyzywają Chopina od "ch…a" , czy jakoś tak. – No, uciszcie się w końcu! – prychnęła na Snorkla i Precious – bo nie słyszę, gdzie można go kupić! - Oj, komuś popędzą kota zdaje się – zachichotał Snorkel, zostawiając na moment w spokoju miskę – przecież ten od kota im nie odpuści. - Nie bądź naiwny – mruknęła Footsie – zaraz wyjaśnią, że to taka "licencja poetica" i wyższa forma artyzmu. - Jakiego, k….a, artyzmu??? – wymsknęło się Snorklowi. Nie słuchając dalej machnąłem ręką, zszedłem do piwnicy po puszkę farby w sprayu, by, korzystając z poszerzonego już oficjalnie słownika , móc w końcu szczerze wyrazić odpowiednimi "ministerialnymi" słowami co sądzę o sąsiedzie regularnie stawiającym swój samochód na naszym miejscu parkingowym.  

Brak komentarzy: