BOHATEROWIE BLOGA

wtorek, 3 maja 2011

Śluby Panieńskie czyli o ekonomicznej wyższości monarchii nad demokracją

Śniło mi się, że przemawiam na jakimś wiecu. Nie wiedzieć czemu, wiec odbywał się na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, a ja co chwila dostawałem burzę oklasków, choć nawet nie zdążyłem do końca otworzyć ust. Obudziwszy się, skonstatowałem, że wprawdzie w rzeczywistości leżę w łóżku, ale pomimo to nadal co chwila słyszę oklaski. Zaciekawiony co też moja menażeria dziś wymyśliła, szybciutko znalazłem się w salonie.   Moim oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok – po rozłożonym czerwonym kocu przechadzała się krokiem profesjonalnej modelki  Precious, co chwila zatrzymując się i machając łapką w stylu naśladującym słynny „Royal Wave”, czyli królewski gest pozdrowienia dla poddanych.  Każdy taki przystanek i łaskawe skinięcie łapką wywoływało żywiołowe oklaski ze strony rozstawionej po obu stronach publiczności składającej się z Footsie, Snorkla oraz Normy i Toski – rodzinnie z nami powiązanych kotki syjamskiej i bokserki.
- A cóż to za pokaz mody? – spytałem z rozbawieniem w głosie.
- Zwariowałeś??? Jaki pokaz? – kompletnie zaskoczona Precious zatrzymała się dosłownie w pół kroku. – Przecież to próba generalna mojego ślubu!
- Ślubu??? – tym razem ja nie mogłem ukryć pełnego zaskoczenia. – Jakiego znów ślubu???
- No dobrze, chyba trzeba go wtajemniczyć – z politowaniem w głosie stwierdził Snorkel. – Otóż nasza Precious   przygotowuje się do iście królewskiego ślubu. Takiego, który przyćmi dzisiejszą uroczystość zaślubin Wiliama i Kate.
- Bardzo się cieszę i tak dalej… – zakpiłem.  – Ale któż to ma być tym wybrańcem? I jakimż to cudem ślub Precious ma być…hmmm…ślubem królewskim? – spytałem z zaciekawieniem.
- Nie bądź takim niedowiarkiem – obruszyła się Tosca. – Precious, jak samo jej imię wskazuje, jest niezwykle cenną panną na wydaniu. I, jako taka, w pełni zasługuje zarówno na królewskiego męża, jak i na iście królewski ślub.
- A co do mojego przyszłego męża, to jeszcze tajemnica – z zagadkowym uśmiechem wyszeptała Precious. – Mogę cię zapewnić, że pochodzić będzie z kręgów zbliżonych do arystokracji.
Nie umknęło mojej uwadze rzucone kątem oka przez Precious spojrzenie w kierunku Snorkla – labradora o, jakby nie było, arystokratycznym rodowodzie. Jak się okazało, nie tylko ja podejrzewałem Precious o pewną, nazwijmy to, słabość do Snorkla.
- Precious…. – z tajemniczą miną zagadnęła Footsie. – Czy ty aby nie masz u siebie w pokoju plakatu ze zdjęciem labradora? Wiesz, Kate powiesiła sobie plakat z Wiliamem i zapowiedziała, że zostanie jego żoną, więc może ty też masz jakieś plany co do…..
Nim zdążyła dokończyć zdanie, usłyszeliśmy daleki tupot nóżek Precious, która zawstydzona po różowe koniuszki uszu uciekła na poddasze. Wszyscy parsknęliśmy serdecznym śmiechem – gwoli ścisłości, wszyscy z wyjątkiem Snorkla, poruszonego tą  niespodziewaną informacją o potajemnym afekcie, którym darzy go syjamka. Zawstydzony, potarł łapą nos, chrząknął i z wymuszoną lekkością podjął próbę zmiany tematu:
- A ten ślub Wiliama i Kate to droga impreza była?
- No wiesz, droga – nie droga – żachnęła się, jak zawsze biznesowo analityczna, Norma. – Policzmy – zaczęła wyliczankę wyciągając łapę i po kolei wysuwając wypielęgnowane pazury. – Sama impreza to jakieś 40 milionów funtów. Roczne utrzymanie rodziny królewskiej to drugie tyle. Czyli w tym roku cały ten show będzie kosztował przeciętnego Brytyjczyka coś nieco ponad jednego funta.
- Tylko tyle? Mniej niż puszeczka karmy? – z zaskoczeniem wykrzyknęła Footsie.  
- A spodziewane wpływy z okazji samego ślubu – ciągnęła dalej Norma - to zdaje się 600 milionów funtów. Generalnie, całkiem opłacalny interes – podsumowała, wyraźnie w myślach rozważając czy na ewidentnym afekcie Precious do Snorkla i potencjalnym ich ślubie dałoby się wygenerować choć w przybliżeniu podobne dochody.
- Oj, Norma, przestań w kółko o tych pieniądzach gadać – przewróciła oczami z niezadowoleniem Tosca. – Nic już w tobie romantyzmu nie ma? Popatrz, jaka to piękna bajka.
- No, na pewno piękniejsza niż zamglone meetingi na Krakowskim Przedmieściu – z przekąsem zauważył Snorkel. – Przynajmniej jest w niej coś optymistycznego i radosnego, a nie jak w bajkach Andersena i braci Grimm - krwawo, okrutnie i źle się kończy.
- I tu się z tobą zgodzę – nieoczekiwanie stwierdziła Norma. – Popatrzmy obiektywnie: utrzymanie tego całego zamieszania na Wiejskiej kosztuje nas rocznie jakieś 550 milionów złotych czyli coś około 120 milionów funtów. Grubo licząc – trzy razy tyle co rodziny królewskiej w roku bez ślubów. A w zamian co dostajemy? – zawiesiła dramatycznie głos.
- Chyba retorycznie pytasz, prawda? – parsknęła Tosca. – Wolałabym jeden wypasiony ślub zamiast dwunastu żałobnych pikników tego od kota. Żeby chociaż karmę rozdawali czy coś….
- Chcecie powiedzieć, że marzy wam się powrót monarchii? – z powagą w głosie spytał Snorkel.
- Z ekonomicznego punktu widzenia trudno o lepsze rozwiązanie – z równą powagą odparła Norma. – Zamiast 460 posłów i 100 senatorów – jeden człowiek. A niech i zarabia sobie ze 100,000 złotych miesięcznie.  Trochę urzędników i, co najważniejsze, szybkość decyzji. Jak dla mnie – ma sens.
- Wszystko dobrze, ale kto miałby zostać takim królem? – spytała marszcząc brwi Footsie.
- Ja proponuję powszechne wybory. Ale obejmujące wszystkich mieszkańców – rzucił Snorkel z zagadkową miną
-  Rozumiem, że masz na myśli także nas – zwierzęta? – ni to spytała, ni to stwierdziła Tosca.
- Oczywiście! – zapalił się do swojego pomysłu Snorkel. – I tu widzę pewną szansę….- z triumfem w oczach lustrował nasze zainteresowane miny - ….pamiętajmy o 5 milionach kotów i 7 milionach psów! – zakrzyknął z błyskiem w oku.
- Ty myślisz, że uda się zebrać 12 milionów zwierzęcych głosów na jednego kandydata? – z powątpiewaniem zapytała Tosca.
- Dlaczego nie? – wtrąciła się Norma. – Ludziom się to nigdy nie uda, bo włączają swoje ambicje i emocje, a my potrafimy skupić się na tym co najważniejsze – na dobrej karmie i świętym spokoju.
- A gdyby tak wystawić kandydaturę Snorkla? – zaproponowałem z niewinną minką.
Snorkel po raz drugi dziś zaczerwienił się na chwilkę, ale szybko podniósł dumnie głowę i zaprezentował iście królewską postawę. Nie jestem pewien, ale wydawało mi się, że usłyszałem dochodzący z poddasza cichutki pisk „Snorkel na króla!”, Ale nie dałbym sobie głowy obciąć czy nie uległem omamom słuchowym. Zwłaszcza, że rozpętało się w salonie istne piekło – wszystkie zwierzęta zaczęły mówić na raz, oceniając szanse Snorkla w wyborach na monarchę naszego kraju. Zostawiłem ich więc w spokoju i cichcem wymknąłem się do pracowni by szybciutko sprawdzić ile kosztuje wypożyczenie smokingu. Ślub Jego Wysokości Snorkla z księżniczką Precious zaczynał być całkiem realną perspektywą.   

Brak komentarzy: